Czasem piszę teksty, które niczym tsunami przygniatają mnie swoją intensywnością i gwałtownością tak bardzo, że nie nadążam z pisaniem. 

 

Czasem słowa sączą się spokojnie niczym górski strumyk spływający po kamieniach świadomości, a moje palce z rozkoszą zanurzają się w chłodnej wodzie i wyławiają z niej słowa.

 

Między tymi skrajnościami piszę. Piszę to, co płynie.

 

Czasem, kiedy czytam, to nie pamiętam, że pisałam.